0
Tom K 3 kwietnia 2014 01:53
Niniejsza relacja będzie w pewnym stopniu nietypowa. W swojej pierwszej części zawiera parę słów i zdjęć opisujących jedną z rund Rajdowych Mistrzostw Świata 2010 - Rajd Jordanii. Kolejne odcinki będą poświęcone zwiedzaniu różnych atrakcji w Jordanii oraz wypadowi do Jerozolimy, podczas którego poznaliśmy co to arabska biurokracja:)

Co ciekawe, o organizacji wypadu do Jordanii zadecydował poniekąd przypadek W 2010 roku do kalendarza WRC wprowadzono częściowy system rotacyjny - przez to brak było Rajdu Acropolis, w którym jestem zakochany. Studiując rozpiskę rund i krajów rzuciłem szalony pomysł - Jordania. Początkowo reakcje "grupy wyjazdowej" były pełne niedowierzania ale w końcu udało się wszystkich przekonać - jedziemy!

Plan zakładał pobyt około 10 dniowy. 4 dni trwał rajd, a reszta miała być przeznaczona na zwiedzanie i poznawanie zupełnie dla nas nowych "okoliczności przyrody". Wyprawa w 5 osób. Przeloty śp. Malevem z Warszawy do Ammanu (przez Budapeszt) - 1600zł RT/osoba, odcinek BUD - AMM realizowany przez Royal Jordanian.

Dzień 0,5 - 1
Wylot z Warszawy późnym, wtorkowym wieczorem. Przylot do Ammanu w środku nocy z wtorku na środę. Na szczęście wypożyczalnia nie zawiodła i pan z wąsem czekał w hali przylotów ze stosowną karteczką z nazwiskiem. Nasza firma (Thirfty) nie miała swojego oddziału na lotnisku (zresztą w 2010 roku niewiele firm takowe tam miało), toteż wszelkie formalności załatwialiśmy prawie "na kolanie". Wszystko jednak przebiegło sprawnie, i już po chwili mogliśmy cieszyć się naszym Chevroletem Aveo - na 5 osób, no powiedzmy, że był ok :geek: Wsiadamy, zapinamy pasy, chcę odpalić...i nie bardzo mogę wyczuć sprzęgło - rzut oka na pedały i na lewarek i już wszystko jasne - automat:) Mimo, że zamówiony był manual. Ale w sumie kto widział w "Arabowie" sedana z manualną skrzynią? ;) Przy wyjeździe z lotniska kontakt z pierwszym arabskim obyczajem - jak najwięcej zarobić na kliencie - na lotniskach zwykle (przynajmniej przy X innych wypożyczeniach mi się inaczej nie zdarzyło) wypożyczalnie mają swoje sekcje na parkingach,a jeśli nie to parking jest opłacony. Nie w Ammanie - bilecik jest ale płacić trzeba jak wszyscy. Ale to drobiazg, choć warto pamiętać bo waluta parkingowa to dinary.
Z lotniska ruszyliśmy nad Morze Martwe. Już tego samego dnia pierwsze rajdowe emocje - odcinek testowy, czyli krótki odcinek o charakterystyce zbliżonej do trasy całego rajdu, na którym zawodnicy i mechanicy dokonują ostatnich korekt w ustawieniach samochodów. W skrócie - rozgrzewka:) Po drodze na jednym ze skrzyżowań, gdy stoimy i grzecznie czekamy na zielone, lewym pasem z sporą prędkością przelatują na czerwonym dwa samochody. Nawet pół ujęcia gazu. Taki obyczaj...w końcu raczej nic nie jechało z boku :twisted: Jadąc z Ammanu w stronę Morza Martwego teren stopniowo się obniża - ostatnie kilometry to już niemal karkołomny zjazd serpentynami na wykończenie hamulców i rąk. Po drodze mijamy dwa checkpointy. Żołnierze pytają gdzie i po co, a po odpowiedzi, że na Jordan Rally witają w kraju i życzą miłego pobytu. Do morza docieramy o wschodzie słońca. "Testowy" rusza o 8, mamy więc czas na krótką drzemkę. Przed 7 wyruszamy spacerowym tempem w poszukiwaniu dobrych i fotogenicznych miejscówek na trasie. Odcinek zlokalizowany był w niewielkiej odległości od Morza Martwego i wiódł pomiędzy wyszukanymi formami skalnymi. Z jego górnych partii widać było również Izrael.
Poniżej parę ujęć (wybaczcie duże podpisy ale fotki były gotowe do umieszczania ich na branżowych portalach, zwiedzanie już będzie dyskretniejsze ;) )

Image
W oddali Morze Martwe i Izrael

Image

Image

Image

Image

Image


Po przyjęciu pierwszej dawki szutru, pojechaliśmy zameldować się w hotelu. Na pierwsze 3 noce wybraliśmy Mariam Hotel w Madabie. Za 4 osoby plus dostawka dla 5 zapłaciliśmy około 15 USD za noc za osobę. Pokoje bardzo schludne, do dyspozycji basen, a w cenie bardzo smaczne i spore śniadania.
Popołudniu krótkie zwiedzanie Madaby. Miasto znane jest głównie ze słynnych mozaik, m.in w Kościele św. Jerzego, oraz z tego, że w mieście znaczący % mieszkańców stanowią chrześcijanie. Stąd m.in znaleźć można piekarnię z naprawdę niezłym pieczywem, w stylu europejskim. Fakt na początku nie sądziłem, że może się przydać ale na końcu pobytu, gdy organizm nie przyswajał już wszelkiej maści kebabów i hummusu, świeża bułeczka ratowała życie

Image

Image
Mozaika w Kościele św. Jerzego

Image
Kościół św. Jerzego


Dzień 2

Pobudka była bardzo niespodziewana i dużo wcześniej niż planowałem. Wschód słońca, liczne minarety...więcej chyba nie muszę dodawać. Zamknięcie balkonu nie pomogło, głowa pod poduszkę też nie. No nic trzeba było odsłuchać Choć trzeba przyznać, że akurat ten muezin był w niezłej formie. Na szczęście udało się jeszcze przymknąć oczy.
Uroczysty start do rajdu zwykle organizowany jest w tym samym dniu co testowy. Jordania była jednym z wyjątków i ceremonia odbywała się tuż przed ruszeniem do właściwej rywalizacji, w czwartek. Sama ceremonia zorganizowana była z rozmachem w mieście Jarash, wśród ruin antycznego miasta Gerasa. Ruiny są nieźle zachowane i zajmują spory obszar. Przy wizycie w Ammanie warto udać się te 25km na północ.
Rajd wystartował, a my udaliśmy się na odcinki. Trzy dni rywalizacji po trasach i wśród widoków zupełnie innych od tych spotykanych w Europie. Odcinki prowadziły m.in w bezpośredniej bliskości Morza Martwego, a także wzdłuż rzeki Jordan wjeżdżając niemalże do Izraela.

Image
Odcinek wiodący "plażą" Morza Martwego

Image

Image

Image
Olbrzymi wąwóz na odcinku Mount Nebo

Image
Trasa wiodła również przez plantacje palm...

Image
...czy wzdłuż sztucznego zbiornika.

Image

Image

Image
Nie brakowało również takich dziwnych tworów, które roboczo nazwaliśmy "piaskowymi grzybami".

Image

Image

Image




Rajd kończył się w sobotę, wczesnym popołudniem. Po ostatnim odcinku udaliśmy się na krótki relaks nad Morzem Martwym. Plaż nie było wtedy za wiele. Poza terenami luksusowych hoteli, była jedna plaża publiczna (brudna)i jedna z płatnym wstępem (też nie zachęcająca). Ponadto jest z jedno/dwa dzikie kąpieliska gdzie zbierają się tłumy, głównie w dni wolne.
Po szybkiej kąpieli ruszyliśmy na południe, do Wadi Musa, miasteczka sąsiadującego ze słynną Petrą.

Image

Image
Z depresją nie ma żartówDzięki wszystkim za miłe słowa. Cieszę się, że sam rajd też wywołał u Was zainteresowanie. Zaraz lecimy z kolejnym dniem i pierwszym w pełni poświęconym zwiedzaniu.

Quote:
Na zdjęciach uderza liczba kibiców na trasie


Heh,faktycznie nie bylo ich za wiele. W miejscach ciężej dostępnych (np spacer 2-3km) nie było praktycznie nikogo. Na zdjęciu w poprzednim poście tego nie widać ale na fragmencie przy samym Morzu Martwym było naprawdę sporo miejscowych. Poza tym mniejsze lub większe grupki w miejscach gdzie odcinek stykał się z drogą szybkiego ruchu Amman - Morze Martwe - zdjęcie poniżej. Ale fakt faktem porównując np z Europą - pustki straszne.

Image
"Tłum" kibiców

Image
Dla porównania - słynny nawrót w miejscowości El Molar, podczas rundy w Hiszpanii. Najlepsze miejsca zajmowane są około godziny 16.... dnia poprzedniego :shock:Dzień 4 (cd)

Nasza trasa wiodła na południe, początkowo wzdłuż Morza Martwego, drogą numer 65. Nawierzchnia jest (była) w dobrym stanie, a widoki całkiem przyjemne. Wybrzeże w większości bardzo strome, a tam gdzie się wypłaszcza to pojawiają się zakłady produkujące...tak, niespodzianka - sól:)
Już za Morzem Martwym, przy trasie zaopatrujemy się w arbuzy. Początkowo cena to 5 dinarów za jednego, ostatecznie dobijamy targu 2 za 2 :) Po okołu 100km od wyruszenia z północnych krańców morza, odbijamy na wschód, w kierunku At Tafilah. Ten fragment drogi nr 60 jest niesamowity. Droga mocno się wznosi, wszędzie wokół groźne skały i zero cywilizacji. Spokojnie można tu kręcić sceny z Mordoru lub miejsca gdzie mieszkała smoczyca ze Shreka:)
Sielankowy nastrój psuje wskaźnik paliwa. Nasz Chevrolet pije jak opętany. Wiadomo góry + mocno rozregulowany automat to mało ekonomiczne połączenie ale mimo wszystko. Ponadto nie spodziewaliśmy się, że przez tyle kilometrów nie będzie żadnej stacji. Dojeżdżamy do At Tafilah, niby są jakieś znaki z upragnionym dystrybutorem ale stacji jak nie było tak nie ma. Lampka od rezerwy oślepia już bardziej niż jadący z przeciwka "na długich" arabscy mistrzowie kierownicy :? W końcu za miasteczkiem - jeeeest. Odetchnięcie wszystkich na pokładzie takie, jakby spuścili powietrze, z 4 kół. Tankujemy po dach i już ze spokojem dojeżdżamy do Wadi Musa. Na podstawie wydrukowanych zrzutów z Google Earth szukamy zarezerwowanego wcześniej noclegu. Orient Gate Hostel to nasza kwatera. Po rewelacyjnych (jak na cenę i kraj arabski) pokojach w Madabie, standard pikuje w dół. Ale byliśmy na to przygotowani i wcale nas to nie przerażało. Aczkolwiek trochę szkoda natomiast, że pan gospodarz nie był do końca przygotowany. Mieliśmy mieć dwa pokoje (2+3 osob.), a dostaliśmy jeden. Nie byłoby problemu gdyby nie to, że był 4 osobowy:) Po małych bojach dostaliśmy zatęchły materac, na którym po demokratycznym :twisted: głosowaniu spał najmłodszy :)
Pozostało wybrać się na kolację - oczywiście jakżeby inaczej kolejne odmiany shoarmy i kebaba.

Dzień 5

Moja pobudka tradycyjnie o wschodzie czyli grubo za wcześnie. I akurat w Wadi Musa muezin był w podobnej formie jak ostatnio nasi piłkarze...czyli był mocno pod formą:)
Rano odkryliśmy największy plus hostelu - na dole piekarnia z tak pysznymi wypiekami, że do dziś jest to czołówka najlepszego pieczywa jakie kiedykolwiek jadłem. Zwłaszcza tradycyjne placki z zatarem i oliwą. Miasteczko samo w sobie niczym się specjalnie nie wyróżnia. Ot parę ulic, bary, sklepiki i niezliczone budynki straszące drutami zbrojeniowymi bo przecież jeszcze "się buduje", więc podatku nie trzeba płacić :)
Główną atrakcją jest oczywiście Petra. Nie forsujemy zbytnio tempa i około 9 wkraczamy na teren jednego z najbardziej znanych (m.in dzięki filmowi Indiana Jones) "zabytków" na świecie. Bilet wstępu - 33 dinary (wtedy około 130zł), podzielony na 21 + 12. Ten drugi uprawniał do 100 metrowej przejażdżki na koniach, które rzekomo są tam jakby w przytułku (fundacji, na którą szła część z biletów) i pod opieką królowej Jordanii. Są chyba lepsze sposoby na dbanie o formę konia niż wożenie nim turystów po wybrukowanej nawierzchni. Ale byznes is byznes :) Kazali wsiadać to wsiadaliśmy - po 100 metrach prowadzący konie oczywiście upominali o dodatkowe pieniądze, a potem nie ukrywali swojego rozczarowania:)
Zaczynamy - najpierw kilkudziesięciometrowy wąwóz - The Siq - prowadzący do creme de la creme - słynnego skarbca. Podziwiamy, robimy pierwsze zdjęcia i ruszamy dalej. Zaliczamy m.in ulice Fasad, Grobowce Królewskie, Monastyr, a nawet koniec świata. Kompleks jest naprawdę ogromny i mimo, że nie oszczędzaliśmy się to pozostał niedosyt - nie zdążyliśmy zaliczyć żadnego górskiego szlaku by podziwiać cud świata z góry.

Image

Image
The Siq i skarbiec.

Image
Typowy wielbłąd:)

Image

Image
Ulica Fasad

Image
W drodze do Monastyru - jest naprawdę sporo schodków.

Image
Monastyr

Image

Image
Koniec świata

Image
Ulica Kolumnowa

Image

Image
Grobowce Królewskie

Image
Kolory skał

Image
Prawie jak WRC :)

Image
Ostatni rzut oka na Skarbiec


Popołudniu wracamy do hostelu ledwo powłócząc nogami. Zmęczenie spotęgowane było intensywnym "rajdowaniem" bo podczas tych 3 dni na odcinkach też sporo kilometrów przedreptaliśmy. Pozostaje odświeżająca kąpiel, o która też nie było łatwo bo ciśnienie w kranie było na tyle silne, że lepiej było odkręcić wodę przed wyjściem to może ze dwa wiaderka by się zebrały:) Uroki ale o to też nam chodziło w takiej wyprawie.
Wieczorem znany rytuał kulinarny - spacerek po miasteczku i konsumpcja. Tym razem do stałego menu dodaliśmy przepyszny falafel.
Po powrocie grzecznie do łóżek - następnego dnia mieliśmy zaplanowaną pustynię Wadi Rum oraz Aqabę.Dzień 6

Tego dnia plan obejmował słynną pustynię Wadi Rum oraz nadmorskie miasto Aqaba, w którym niemal stykają się Jordania, Izrael, Egipt i Arabia Saudyjska. Ruszamy z samego rana, najpierw drogą nr 35, która łączy się następnie z większą 15-tką, nazywaną Autostradą Pustynną. Droga jest szeroka, po dwa pasy w każdą stronę, aczkolwiek zapewne się domyślacie, że daleko jej do parametrów europejskich autostrad. Szczególnie urzekające są progi zwalniające, gdy autostrada wpada w obszar zabudowany (czyli 5 gospodarstw na krzyż :) Po około 40 kilometrach odbijamy na wschód w stronę wioski Rum.
Na końcu drogi znajduje się Visitor Center i spory parking. Przed wejściem do budynku wisi rozpiska wycieczek z lokalnymi przewodnikami - są podane trasa, główne punkty widokowe i orientacyjny czas trwania. My decydujemy się na trasę obejmującą w zasadzie wszystkie ważniejsze punkty. Koszt to 75 JOD za przewodnika z samochodem (rozklekotana terenowa Toyota) do podziału na 5 osób. Swoją osobówką wjazd jest oczywiście niemożliwy, a na pieszą wycieczkę obszar jest zbyt rozległy.
Sympatyczny Ead zaprasza do samochodu i wjeżdżamy na pustynię. Od razu w oddali widzimy znak rozpoznawczy pustyni Wadi Rum - masyw o nazwie Siedem Filarów Mądrości. Podjeżdżamy również do Źródeł Laurence´a, Kanionu Khazali, Piaskowych Wydm, Małego i Skalnego Mostu. Szczególne wrażenie robią na nas potężne wydmy, o stóp których ich ceglasty piasek miesza się z białym. Zatrzymaliśmy się również na herbatkę u Beduinów ale było o tyle miło, że nikt na siłę nie wciskał niczego po niezwykle korzystnej "speszial prajs, only for Ju":) Niemałą atrakcją jest również sama jazda po pustyni, zwłaszcza, że Ead nie oszczędza swojego Land Cruisera :mrgreen:
W sumie spędzamy na pustyni ponad 4,5h. Wszyscy byliśmy bardzo usatysfakcjonowani, choć będąca również na rajdzie, znajoma ekipa fotograficzna korzystała z opcji wraz z noclegiem i bardzo ją polecali. Także dla wybierających się poddaję pod rozwagę.

Image

Image

Image
Siedem Filarów Mądrości

Image

Image

Image

Image
Mieszkańcy pustyni (Agama Synajska)

Image
Niezniszczalna Toyota

Image
Mały Most


Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

becool 3 kwietnia 2014 11:38 Odpowiedz
fajna, nietypowa relacja i super zdjęcia!
lukas63 3 kwietnia 2014 17:52 Odpowiedz
jako fan rajdów muszę pochwalić super relację i bardzo Tobie zazdroszczę ;) zdjęcia najwyższa klasa
washington 3 kwietnia 2014 18:36 Odpowiedz
Fajna relacja, zdjecia pelna profeska, czekamy na czesc turystyczna :)Wysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
cypel 3 kwietnia 2014 19:55 Odpowiedz
aż dziwne, że dostaliście chevroleta, bo tam królują japońce od toyoty przez suzuki na zapomnianym w Polsce datsunieświetne dynamiczne foty, dawaj dalej, rajd Jordanii niezły :mrgreen:
greg1291 3 kwietnia 2014 20:05 Odpowiedz
Ciekawa relacja. Na zdjęciach uderza liczba kibiców na trasie ;)
monikazak 4 kwietnia 2014 21:03 Odpowiedz
świetna relacja, mimo że póki co te kierunki mnie "nie kręcą" z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
radidam 5 kwietnia 2014 00:14 Odpowiedz
Świetne zdjęcia :)Jak można wiedzieć czym robione i jaki obiektyw ;>?
tom-k 5 kwietnia 2014 00:57 Odpowiedz
Dzięki. Co do zdjęć:Kaliński i TK: Canon 40D, 70-200mm f/4 L, 17-40mm L, 10-22mm f3,5/4,5AB: Canon 350D, Tamron 80-210mm f/4-5,6, Canon 18-55mm tzw kit
grzegorz40 6 kwietnia 2014 10:45 Odpowiedz
zdjęcie z awatara w pełnym rozmiarze świetne :-)
cypel 7 kwietnia 2014 08:03 Odpowiedz
a driver się nie popisywał na moście ?tej agamy to szczerze Ci zazdroszczę, przepięknadziwi mnie natomiast, że rafa zniszczona, ja byłem co prawda w 2010 roku i była praktycznie nietknięta "ludzką ręką"
tom-k 7 kwietnia 2014 10:58 Odpowiedz
cypel napisał:a driver się nie popisywał na moście ?tej agamy to szczerze Ci zazdroszczę, przepięknadziwi mnie natomiast, że rafa zniszczona, ja byłem co prawda w 2010 roku i była praktycznie nietknięta "ludzką ręką"Nasz się nie popisywał. Był ubrany w tradycyjną "sutannę", a i myślę, że nie byłby w stanie zrobić takich ewolucji :)Co do rafy - my też byliśmy w 2010. Nie wiem, może nie była o tyle zniszczona co po prostu skromna. W każdym razie po tym co widziałem w innych krajach (nawet parę km naprzeciwko w Eilacie:) tak mi się wydaje.
lukas63 18 kwietnia 2014 22:54 Odpowiedz
chyba nikt nie komentuje, bo każdy zazdrości Tobie takiej wyprawy i zdjęć ;)Super relacja :)
gerda-w 29 stycznia 2019 13:35 Odpowiedz
Relacja - rewelacyjna :!: Zdjęcia - obłędne :!: Liczę, że nasz trip choć w części będzie tak udany ;)