Około 2km dalej jest druga fabryka, o nazwie Porto Formoso. W środku nie byłem, ale z jej tarasu roziąga się piękny widok na pola herbaciane i wybrzeże.
Dzień zbliżał się do końca więc zakończyłem zwiedzanie. Niby niemal drugi kraniec wyspy, a w niecałą godzinkę dojechałem do Ponta Delgada. W programie kolacja, piwko i spać. ----------
W okolice północno-wschodniego krańca wyspy zarówno w 2015 jak i 2016 roku zawitałem jeszcze w czasie trwania rajdu. Jest tam rzecz ściśle z nim powiązana, na pewno warta wspomnienia, a nie wiem czy wiele przewodników podaje informacje na jej temat. Otóż w okolicy Nordeste zaczyna się droga, którą wiedzie kultowy odcinek rajdu o nazwie Tronqueira, liczący około 21km. Trasa wiedzie szutrową drogą o dość dobrej nawierzchni i biegnie mniej więcej równolegle do głównej szosy lączącej Nordeste i Pavoacao. Początek to dość szeroki fragment między platanami, powyżej Nordeste. Później droga się zwęża i wjeżdza w gęsty las. Miejscami poczujemy się jak w dżungli, jak nie przymierzając na planie Parku Jurajskiego. Po drodze będą ze dwa punkty widokowe. Jeśli się zdecydujecie na przejazd to polecam pokonać trasę od strony Nordeste, ponieważ bliżej mety jest przynajmniej jeden dość stromy zjazd i przy dość częstych opadach deszczu w tamtym rejonie, może nie być łatwo podjechać. Jeśli nie zdecydujecie się zmierzyć z całym odcinkiem, to absolutne „must see” znajduje się niedaleko jego mety, przy samym Pavoacao. Jest to przepiękna i długa aleja platanów, zdecydowanie lepsza niż ta na początku odcinka. Dojazd w sam jej środek jest bardzo prosty – z Pavoacao wyjeżdzamy na północ asfaltową drogą nr M522 (numeracja wg google maps) i gdy skończy się zwarta zabudowa, owa aleja będzie przecinać (prawo<-> lewo) naszą drogę.
W kolejnym odcinku znów... dzień trzeci, ale z pobytu w 2016 roku
:mrgreen:@cypel Heh, masz rację. Chyba skusiłem się na dość zgrabne pudełeczka i możliwość wzięcia większej ilości na ppodarunki:) Miał, nie miał, w smaku każdy poczuł różnicę
:PDzień 3b
Od poprzedniego wieczoru trwała walka o jakiekolwiek wysuszenie czegokolwiek. W pokoju hotelowym (tym razem spałem w Hotelu do Colegio) nie było żadnego grzejnika, a strasznie zwarta zabudowa (przez okno pokoju widziałem ścianę budynku naprzeciwko, dzieliło mnie od niego z 3,5 metra) nie pozwalała operował słońcu. Pomyślałem, że zejdę do recepcji i poproszę o jakiś przenośny grzejnik czy farelkę. No niestety takich luksusów nie mieli, ale pan zaproponował żebym wszystko spakował i przyniósł, a on to da do pralnio-suszarni hotelowej. Tak też zrobiłem i humor od razu był lepszy. Pakuneczek odebrałem niemal dobę później. Jedyne co choć trochę przeschło to softshell. Reszta zatęchła tak, jakby w ogóle nie była wyjęta z torby... Także ładnie podziękowałem i postanowiłem zawierzyć to jednak naturze i postawiłem wszystko przy otwartym oknie. Dwa dni później było suche:) Podczas drugiego pobytu także łączyłem trochę spraw rajdowych z turystycznymi. Po śniadaniu udałem się po wypożyczenie samochodu (dzień wcześniej na „upadlające” testy zabrałem się z jednym z zespołów). Auto miałem zarezerwowane z Europcara, który dopiero otwierał swoje biuro w Ponta Delgada. Wiąże się z tym ciekawa historia. Otóż dzień wcześniej, gdy wracając ze wspomnianych testów zajechaliśmy na stację Repsol przy obwodnicy miasta, spostrzegłem iż za budynkiem stacji jest barak, cały obrandowany banerami Europcar. Wypożyczenie miałem ustalone z lotniska (o dziwo tańsza opcja niż miasto), ale domyślałem się, że pojechałbym na lotnisko tylko po to by zostać przywiezionym właśnie na owego Repsola. Toteż spytałem obsługę czy tak właśnie będzie i ku uciesze ich, oraz swojej umówiliśmy się na kolejny dzień na odbiór w tym miejscu. Odbiór przebiegł w miłej atmosferze, a do nowego Fiata Pandy byłem już przyzwyczajony, ponieważ niecały miesiąc wcześniej, takie auto służyło mi podczas Acropolis Rally of Greece. Uśmiech potęgowało słoneczko, które pojawiło się nad Ponta Delgada, ruszyłem więc zaczynając tym razem zachodnią stroną wyspy. Korzystając, z jak się wydawało super warunków, postanowiłem szybciutko wjechać w okolice perełki Sao Miguel, czyli kraterów Sete Cidades, wypełnionych bliźniaczymi jeziorami (Azul i Verde), o odmiennych kolorach. Po 15 minutach jazdy, wyspa po raz kolejny pozbawiła mnie złudzeń. Słońca ani widu ani słychu, mżawka i mgła. Dojechałem do punktu widokowego Vista del Rei, czyli początku drogi królewskiej okalającej jeziora (oczywiście prowadzi nią odcinek, jeden z bardziej znanych na świecie). Oczywiście przy ładnej pogodzie gorąco polecam to miejsce bo widok jest przedni, choć rosnące drzewa coraz bardziej go burzą. Dla żądnych wrażeń atrakcja. Obok stoi wielkie moloch –niedokończony i opuszczony hotel. Komuś ewidentnie nie spiął się biznesplan. Z tego co wiem
;) jest możliwość wejścia na sam dach, a stamtąd drzewa już nie powinny przeszkadzać. No nic, popsioczyłem trochę na pogodę i postanowiłem ruszać dalej. Nauczony doświadczeniem skierowałem się ponownie w stronę wybrzeża, gdzie pogoda była lepsza. Do Sete Cidades obszernie wrócę,w którymś z kolejnych odcinków. Nieco na skróty, przy okazji objeżdzając jeden odcinek, dostałem się do głównej drogi EN1-1A, która okala całą wyspę. Po kilku kilometrach zjechałem z niej w stronę linii brzegowej, by zobaczyć latarnię morską Farol da Ponta de Ferraira.
Tuż obok znajdują się termy da Ferraira, do których prowadzi stromy zjazd serpentynami. Miejsce jest ciekawe widokowo, a i oferuje kąpiel w nietypowych warunkach. Poza basenem sztucznym (i hotelem), jest tam także naturalny (trzeba podejść około 400 metrów w kierunku zachodnim), w którym podgrzewane przez lawę dolne partie wód, mieszają się z powierzchniowymi i w rezultacie przy sprzyjających warunkach (spokojna pogoda, a co za tym idzie dość niski jej poziom) mamy kąpiel w 30-32 stopniach. Niestety oba moje pobyty w tym miejscu przypadły na pogodę dość słabą, z silnym wiatrem, co dodatkowo utrudniałoby kąpiel, grożąc roztrzaskaniem o skały (jest tam nawet rozwieszona lina, którą można się asekurować). No cóż, może kiedyś się uda. Pokręciłem się jeszcze chwilę po okolicy, po nabrzeżu pokrytym materiałem wulkanicznym, przybierającym zmyślne kształty. Do samochodu zapędziła mnie ulewa, która szczęśliwie skończyła się po 5 minutach.
Szczęśliwie, ponieważ już po niecałych 2km (wspominałem już chyba, że wyspa nie jest duża ) kolejny przystanek – Miradouro da Ponta do Escalvado – jeden w lepszych punktów widokowych na wyspie. Wyszło słońce z czego skrzętnie skorzytałem, podobnie jak ekipa Eurosportu, nagrywająca przebitki na potrzeby porajdowej relacji.
Teraz czekało mnie dwa razy więcej jazdy, czyli aż 4km Miasteczko Mosteiros, na które ciekawy widok mamy już z drogi do niego prowadzącej. Po zjechaniu na dół udałem się na plażę i pospacerowałem wzdłuż brzegu, by sfotografować charakterystyczne skały.
Będąc na wybrzeżu cały czas obserwowałem co dzieje się „w górze” czyli potocznie mówiąc na wulkanie. Wyglądało na to, że pogoda znacznie się poprawiła, więc tym razem od północy, jednym z licznych stromych wjazdów (służących głównie rolnikom, no i turystom) postanowiłem udać się na koronę. Obserwacje byly słuszne – wypogodziło się i z punktu Miradouro da Cumeeira można było podziwiać wnętrze wygasłego wulkanu. Minusem jest to, że bardzo często niemiłosiernie tam wieje. Przejechałem się jeszcze kawałkiem odcinka na szczycie krateru (cały odcinek, w najdłuższej, hardcorowej wersji przejechałem rok wcześniej, o czym będzie w kolejnym odcinku z literką „a”
8-) )po czym zjechałem w dół, z powrotem na północne wybrzeże. Wracając do Ponta Delgada zatrzymałem się jeszcze w miasteczku Capelas i pospacerowałem chwilę po uroczym placyku, z dość nietypową rzeźbą.
Po przystanku w Capelas skierowałem się w stronę Ponta Delgada. Po 25 minutach zawitałem do hotelu. Rytuał znany - generalnie odpoczynek.Sete Cidades
Ta pozycja zasługuje na oddzielną wzmiankę. Jest to absolutnie główny punkt wypraw na Azory, typowa ich perełka. Gdy wpiszecie do google hasło „Azory”, w którymkolwiek z języków grafika wyrzuci Wam właśnie Sete Cidades, czyli Lagunę Siedmiu Miast, złożoną z bliźniaczych jezior: Azul i Verde, położonych w kraterze wygasłego wulkanu. To właśnie Sete Cidades sprawiało, że od wielu lat marzyłem o wyprawie na ten rajd i skadrowaniu rajdówki mając z jednej strony krater, z drugiej zaś ocean. W dole, niejako w środku krateru położone jest małe miasteczko o nazwie Sete Cidades. Dalej droga wiedzie przez most, który oddziela oba jeziora. Co ciekawe, oba mają inny kolor. Verde przez masowe zakwity, głównie cyanobakterii, ma mocno zielone zabarwienie. Podczas obu pobytów na Sao Miguel, miałem zarówno pecha jak i szczęście do pogody na Sete Cidades. W czasie zwiedzania zwykle pogoda mi nie dopisywała, wulkan był cały we mgle, lub widoczny ale przy mocno zachmurzonej pogodzie. Z drugiej strony to na czym mi najbardziej zależało, udało się zrealizować. Zarówno w 2015 jak i 2016 roku podczas rajdu pogoda była świetna, choć rok temu podczas porannego przejazdu odcinka… a zresztą sami zobaczycie na zdjęciach W 2015 roku objechałem cały odcinek, który podczas tamtej edycji liczył niemal 30km i był jego najdłuższa, klasyczną wersją. Start zlokalizowany był przy początku Visa del Rei (Drogi Królewskiej) na skrzyżowaniu z opuszczonym hotelem. Prowadził krawędzią krateru niemal okrążając cały wulkan, od czasu do czasu zjeżdżając na wybrzeże. Meta zlokalizowana była w pobliżu miasteczka Remedios, po północnej stronie wyspy. Trasa odcinka niemal non stop prowadzi w roślinnym wąwozie. Bariera wzrokowa pewnie nieco wpływa na kondycję psychiczną ścigających się załóg, gdyż miejscami jadą niemal po samej krawędzi, najbardziej stromej ściany. Trasa częściowo pokrywająca się z odcinkiem, polecana jest także w przewodnikach, także śmiałkom polecam się z nią zmierzyć. Wrażeń na pewno nie zabraknie.
Początkowy fragment Drogi Królewskiej, widok na Caldeira Seca
Widok z Miradouro do Cerrado das Freiras, koło Jeziora Santiago, około 2km po przekroczeniu mostu dzielącego jeziora Azul i Verde.
Mapa odcinka Sete Cidades, w wersji z 2015 roku
Najbardziej charakterystyczny, rajdowy punkt widokowy
Przepaść miejscami jest bardzo blisko!
Tak, to to samo miejsce
:)
A tutaj filmik (oczywiście nie mojego autorstwa) pokazujący magię tego odcinka
Ostatni dzień zwiedzania, przed rozpoczynającym się nazajutrz rajdem. Będąc w okolicy Sete Cidades postanowiłem wstąpić do miasteczka Mosteiros. Było o nim już w jednym odcinku, ale w 2015 roku, byłem jedynie we wschodniej jego części, także bardzo atrakcyjnej.
Następnie przejeżdżając niemal całym północnym wybrzeże dotarłem do jednego z częściej odwiedzanych punktów widokowych: Miradouro do Santa Iria, który oferuje wspaniałe widoki na klifowe wybrzeże.
Po nacieszeniu się miejscem ruszyłem dalej, główną drogą na wschód wyspy. Po około 15km zjechałem z niej, zgodnie z drogowskazem na Ribeira dos Caldeiros. Jest tam park, z kilkoma wodospadami. Można wybrać się na dłuższy lub krótszy spacer. Ja w ramach ograniczonego czasu, pozostałem przy sporym wodospadzie położonym tuż przy drodze i parkingu.
Następny punkt programu to kolejna wodna atrakcja – gorące źródła Caldeiras. Dzięki połączeniu natury z wygodą człowieka, powstało tam kilka basenów, w których jest mniej lub bardziej ciepła woda. Są przebieralnie, a za wstęp trzeba zapłacić drobne euro. Uwaga, miejsce to posiada bardzo mały parking, tuż przy drodze, która jest bardzo kręta i tym samym może być problem, jeśli zabraknie dla nas przestrzeni. Nie w każdym miejscu można się kąpać, bo w niektórych jest niemal wrzątek – przez pomyłkę ciężko wejść, woda aż bulgocze
8-) . Basenik, w którym połączenie gorącej i zimnej wody jest najkorzystniejsze był bardzo zatłoczony. Skorzystałem więc z innego, w którym woda daleka była nawet od letniej. Nie przeszkodziło mi to jednak w podziwianiu całego miejsca, w którym chwilami można poczuć się jak w środku dżungli.
Po wysuszeniu ruszyłem malowniczą drogą w stronę południowego wybrzeża. Dotarłem oczywiście do trasy EN1-1A otaczającej całą wyspę. Niestety zmuszony byłem odpuścić zwiedzanie wybrzeża i miasteczka Villa Franca do Campo, ale jednego punktu w tej okolicy nie sposób było pominąć. To kapliczka Nossa Senhora da Paz, która posiada karkołomne wręcz schody. Widok z góry wynagradza cały trud.
Tego dnia postanowiłem zobaczyć jeszcze Lagoa do Fogo, czyli kolejne jezioro w kraterze. Masyw ten widać z Ponta Delgada, stąd wiedziałem, że bardzo często spowity jest chmurami. Zresztą od początku myślałem, że to jezioro mgły, ale potem zorientowałem się że fogo oznacza ogień. Teraz widziałem, że jest szansa zobaczenia tafli wody, więc ruszyłem z wybrzeża mocno pod górę. Nie zawiodłem się. Chmury się przerzedziły i jeziora zaprezentowało się w całej okazałości.
To był ostatni punkt programu jeśli chodzi o zwiedzanie. Tego samego dnia ulicami Ponta Delgada, zorganizowana pokazówkę mającą być luźną przygrywką do, rozpoczynającego się następnego poranka, rajdu.Forumowicze kiedyś dyskutowali na ten temat i orzekli, że chyba się da, natomiast jest to dość uciążliwe i na pewno zajmie duuuuuużo więcej czasu, a może nawet uniemożliwi dotarcie do niektórych miejsc. Polecam jednak samochód. Odpowiedni temat na forum pozwala zapoznać się z opcjami i cenami. A sama jazda jest bardzo przyjemna, ruch raczej niewielki, drogi dobrej jakości, i dobrze oznaczone.Podsumowanie.
Przyszedł czas na małe podsumowanie. W sumie podczas obu pobytów spędziłem na wyspie jakieś 13 dni. Kilka razy objechałem ją dookoła, przejeżdżając pewnie większością asfaltowych dróg na wyspie. Mimo to mam pewien niedosyt. Nie udało się, z wiadomych względów, zobaczyć wszystkiego. Zwłaszcza nie przemierzyłem szlaków wokół Sete Cidades, w tym tego bardzo znanego, który trzymając się konwencji, wyszuka Wam się w googlach po wpisaniu „Sete Cidades” – prowadzącego do Miradouro da Boca do Inferno, z charakterystycznymi drewnianymi barierkami. Więcej czasu chciałbym poświęcić także na środkową część wyspy. W każdym razie, na pewno mam tam jeszcze co zobaczyć i chętnie tam znów zawitam.
Generalnie ten kierunek gorąco polecam. Jest to przepiękne miejsce, z osobliwym klimatem i pewną dozą egzotyki. Mimo, że z roku co rok Azory stają się coraz popularniejsze, nie można powiedzieć, że są zadeptywane. Rozwój ruchu turystycznego póki co odbywa się dość „harmonijnie”. Choć ceny zaczynają rosnąć. Porównując rok 2015 z 2016 zauważyłem spory wzrost cen wypożyczenia samochodu, przynajmniej w większych wypożyczalniach. Ceny podniosły także lepsze hotele i delikatnie, ale jednak sklepiki z pamiątkami. Choć całą wyspę można zwiedzieć w 4 pełne dni, to warto zaplanować sobie na Sao Miguel więcej czasu. Pogoda nawet w letnich miesiącach bywa nieprzewidywalna. Może się zdarzyć, że np. Sete Cidades będzie we mgle, warto mieć więc czasowy backup. Głupio by było opuścić wyspę nie widząc tego sławnego miejsca. Myślę, że tydzień na wyspie powinien być w sam raz. Tak jak wspominałem po wyspie jeździ się bardzo przyjemnie, nie ma wielkiego ruchu zarówno na drogach jak i w bardziej znanych miejscach. Ja podczas dwóch pobytów nigdzie tłumu nie odczułem. Raz spotkałem większą wycieczkę młodzieży w fabryce herbaty.
Przewodnik – w marcu 2015 roku, gdy robiłem „risercz” przewodnikowy natrafiłem na pracę Państwa Hermann – przewodnik o wszystkich azorskich wyspach, podzielony na dwie części. Z pewnymi obawami, ale kupiłem go – 39zł za plik PDF z częścią 1. I powiem Wam, że był to strzał w dziesiątkę. Przewodnik jest świetny, przynajmniej jeśli chodzi o Sao Miguel. Jest tam opisane absolutnie wszystko co można zobaczyć na tej wyspie. Poszczególne atrakcje zebrane są w siedem sugerowanych tras. Dodatkowo w przewodniku jest trochę informacji i historii i kulturze, oraz sporo świetnych fotografii.
Na koniec kilka fotek z rajdu, z miejsc znajdujących się poza głównymi szlakami.
Bardzo przyjemne foty.Jak mogłeś będąc na plantacji herbaty kupić miał herbaciany, skoro za ok. 3 EUR miałeś paczuszkę doskonałej orange pekoe, zbrodnia
;)
@cypel Heh, masz rację. Chyba skusiłem się na dość zgrabne pudełeczka i możliwość wzięcia większej ilości na ppodarunki:) Miał, nie miał, w smaku każdy poczuł różnicę
:P
herbata ta srednio mi smakowala,pilem bezposrednio z temosow wystawionych wewnatrz,wiec nie kupilem zadnej.tez bylem tam przy pochmurnej pogodzie ,tylko robilem trase zupelnie odwrotna w listopadzie 2015.
Forumowicze kiedyś dyskutowali na ten temat i orzekli, że chyba się da, natomiast jest to dość uciążliwe i na pewno zajmie duuuuuużo więcej czasu, a może nawet uniemożliwi dotarcie do niektórych miejsc.Polecam jednak samochód. Odpowiedni temat na forum pozwala zapoznać się z opcjami i cenami. A sama jazda jest bardzo przyjemna, ruch raczej niewielki, drogi dobrej jakości, i dobrze oznaczone.
@Tom K to miala byc kolejna przeczytana relacja po ktorej beda nastepne i nastepne do przeczytania.Ale Ty tak skutecznie kusiles, kusiles az skusiles... DZIEKUJE ! Nie mam szans by wygospodarowac czas na dluzszy pobyt z powodow osobistych stad kolejny szybki wypad na wariata
:)Piatek: Krakow-PortoSobota: Porto-Lizbona, Lizbona-Ponta DelgadaNiedziela: Ponta Delgada-Lizbona, Lizbona-PortoPoniedzialek: Porto-Krakow
Świetne zdjęcia!!!Nie mam czasu na dokładne przeczytanie, na razie tylko tak na szybko, ale przeczytam. Wieczorem. A zdjęcia świetne.Było coś o kosztach? Może byś dorzucił kilka informacji z pierwszej ręki, tak mniej więcej.I nie wiem, czy już pisałem, ale zdjęcia świetne.
;)
Trochę późno, ale byłem w rozjazdach. O kosztach nic nie pisałem, ponieważ charakter wyjazdu był para-służbowy stąd poniesione koszty nie były reprezentatywne
:twisted:
piękne fotografie - przywołałeś wspomnienia z mojej wizyty w marcu 2016, o dziwo podczas całego pobytu nigdy nie padało a temperatura oscylowała w granicach 17-20*Cobiecałem sobie ze jeszcze tam wrócę , kto wie może w przyszłym roku zaraz po powrocie z nowej zelandi lub w okolicach majatylko tym razem chciałbym odwiedzić chociaż 1 wyspę oprócz sao miguelprzy latarni morskiej też balem sie zjechac na dół a tam chyba z 40% spadek jest wiec zejście było szybkie a na końcu jest taki mały wodospadzik który wynagrodził mi powrotna wspinaczkę w drodze powrotnej
Około 2km dalej jest druga fabryka, o nazwie Porto Formoso. W środku nie byłem, ale z jej tarasu roziąga się piękny widok na pola herbaciane i wybrzeże.
Dzień zbliżał się do końca więc zakończyłem zwiedzanie. Niby niemal drugi kraniec wyspy, a w niecałą godzinkę dojechałem do Ponta Delgada. W programie kolacja, piwko i spać.
----------
W okolice północno-wschodniego krańca wyspy zarówno w 2015 jak i 2016 roku zawitałem jeszcze w czasie trwania rajdu. Jest tam rzecz ściśle z nim powiązana, na pewno warta wspomnienia, a nie wiem czy wiele przewodników podaje informacje na jej temat. Otóż w okolicy Nordeste zaczyna się droga, którą wiedzie kultowy odcinek rajdu o nazwie Tronqueira, liczący około 21km. Trasa wiedzie szutrową drogą o dość dobrej nawierzchni i biegnie mniej więcej równolegle do głównej szosy lączącej Nordeste i Pavoacao. Początek to dość szeroki fragment między platanami, powyżej Nordeste. Później droga się zwęża i wjeżdza w gęsty las. Miejscami poczujemy się jak w dżungli, jak nie przymierzając na planie Parku Jurajskiego. Po drodze będą ze dwa punkty widokowe. Jeśli się zdecydujecie na przejazd to polecam pokonać trasę od strony Nordeste, ponieważ bliżej mety jest przynajmniej jeden dość stromy zjazd i przy dość częstych opadach deszczu w tamtym rejonie, może nie być łatwo podjechać. Jeśli nie zdecydujecie się zmierzyć z całym odcinkiem, to absolutne „must see” znajduje się niedaleko jego mety, przy samym Pavoacao. Jest to przepiękna i długa aleja platanów, zdecydowanie lepsza niż ta na początku odcinka. Dojazd w sam jej środek jest bardzo prosty – z Pavoacao wyjeżdzamy na północ asfaltową drogą nr M522 (numeracja wg google maps) i gdy skończy się zwarta zabudowa, owa aleja będzie przecinać (prawo<-> lewo) naszą drogę.
W kolejnym odcinku znów... dzień trzeci, ale z pobytu w 2016 roku :mrgreen:@cypel Heh, masz rację. Chyba skusiłem się na dość zgrabne pudełeczka i możliwość wzięcia większej ilości na ppodarunki:) Miał, nie miał, w smaku każdy poczuł różnicę :PDzień 3b
Od poprzedniego wieczoru trwała walka o jakiekolwiek wysuszenie czegokolwiek. W pokoju hotelowym (tym razem spałem w Hotelu do Colegio) nie było żadnego grzejnika, a strasznie zwarta zabudowa (przez okno pokoju widziałem ścianę budynku naprzeciwko, dzieliło mnie od niego z 3,5 metra) nie pozwalała operował słońcu. Pomyślałem, że zejdę do recepcji i poproszę o jakiś przenośny grzejnik czy farelkę. No niestety takich luksusów nie mieli, ale pan zaproponował żebym wszystko spakował i przyniósł, a on to da do pralnio-suszarni hotelowej. Tak też zrobiłem i humor od razu był lepszy. Pakuneczek odebrałem niemal dobę później. Jedyne co choć trochę przeschło to softshell. Reszta zatęchła tak, jakby w ogóle nie była wyjęta z torby... Także ładnie podziękowałem i postanowiłem zawierzyć to jednak naturze i postawiłem wszystko przy otwartym oknie. Dwa dni później było suche:)
Podczas drugiego pobytu także łączyłem trochę spraw rajdowych z turystycznymi. Po śniadaniu udałem się po wypożyczenie samochodu (dzień wcześniej na „upadlające” testy zabrałem się z jednym z zespołów). Auto miałem zarezerwowane z Europcara, który dopiero otwierał swoje biuro w Ponta Delgada. Wiąże się z tym ciekawa historia. Otóż dzień wcześniej, gdy wracając ze wspomnianych testów zajechaliśmy na stację Repsol przy obwodnicy miasta, spostrzegłem iż za budynkiem stacji jest barak, cały obrandowany banerami Europcar. Wypożyczenie miałem ustalone z lotniska (o dziwo tańsza opcja niż miasto), ale domyślałem się, że pojechałbym na lotnisko tylko po to by zostać przywiezionym właśnie na owego Repsola. Toteż spytałem obsługę czy tak właśnie będzie i ku uciesze ich, oraz swojej umówiliśmy się na kolejny dzień na odbiór w tym miejscu. Odbiór przebiegł w miłej atmosferze, a do nowego Fiata Pandy byłem już przyzwyczajony, ponieważ niecały miesiąc wcześniej, takie auto służyło mi podczas Acropolis Rally of Greece. Uśmiech potęgowało słoneczko, które pojawiło się nad Ponta Delgada, ruszyłem więc zaczynając tym razem zachodnią stroną wyspy. Korzystając, z jak się wydawało super warunków, postanowiłem szybciutko wjechać w okolice perełki Sao Miguel, czyli kraterów Sete Cidades, wypełnionych bliźniaczymi jeziorami (Azul i Verde), o odmiennych kolorach. Po 15 minutach jazdy, wyspa po raz kolejny pozbawiła mnie złudzeń. Słońca ani widu ani słychu, mżawka i mgła. Dojechałem do punktu widokowego Vista del Rei, czyli początku drogi królewskiej okalającej jeziora (oczywiście prowadzi nią odcinek, jeden z bardziej znanych na świecie). Oczywiście przy ładnej pogodzie gorąco polecam to miejsce bo widok jest przedni, choć rosnące drzewa coraz bardziej go burzą. Dla żądnych wrażeń atrakcja. Obok stoi wielkie moloch –niedokończony i opuszczony hotel. Komuś ewidentnie nie spiął się biznesplan. Z tego co wiem ;) jest możliwość wejścia na sam dach, a stamtąd drzewa już nie powinny przeszkadzać.
No nic, popsioczyłem trochę na pogodę i postanowiłem ruszać dalej. Nauczony doświadczeniem skierowałem się ponownie w stronę wybrzeża, gdzie pogoda była lepsza. Do Sete Cidades obszernie wrócę,w którymś z kolejnych odcinków. Nieco na skróty, przy okazji objeżdzając jeden odcinek, dostałem się do głównej drogi EN1-1A, która okala całą wyspę. Po kilku kilometrach zjechałem z niej w stronę linii brzegowej, by zobaczyć latarnię morską Farol da Ponta de Ferraira.
Tuż obok znajdują się termy da Ferraira, do których prowadzi stromy zjazd serpentynami. Miejsce jest ciekawe widokowo, a i oferuje kąpiel w nietypowych warunkach. Poza basenem sztucznym (i hotelem), jest tam także naturalny (trzeba podejść około 400 metrów w kierunku zachodnim), w którym podgrzewane przez lawę dolne partie wód, mieszają się z powierzchniowymi i w rezultacie przy sprzyjających warunkach (spokojna pogoda, a co za tym idzie dość niski jej poziom) mamy kąpiel w 30-32 stopniach. Niestety oba moje pobyty w tym miejscu przypadły na pogodę dość słabą, z silnym wiatrem, co dodatkowo utrudniałoby kąpiel, grożąc roztrzaskaniem o skały (jest tam nawet rozwieszona lina, którą można się asekurować). No cóż, może kiedyś się uda. Pokręciłem się jeszcze chwilę po okolicy, po nabrzeżu pokrytym materiałem wulkanicznym, przybierającym zmyślne kształty. Do samochodu zapędziła mnie ulewa, która szczęśliwie skończyła się po 5 minutach.
Szczęśliwie, ponieważ już po niecałych 2km (wspominałem już chyba, że wyspa nie jest duża ) kolejny przystanek – Miradouro da Ponta do Escalvado – jeden w lepszych punktów widokowych na wyspie. Wyszło słońce z czego skrzętnie skorzytałem, podobnie jak ekipa Eurosportu, nagrywająca przebitki na potrzeby porajdowej relacji.
Teraz czekało mnie dwa razy więcej jazdy, czyli aż 4km Miasteczko Mosteiros, na które ciekawy widok mamy już z drogi do niego prowadzącej. Po zjechaniu na dół udałem się na plażę i pospacerowałem wzdłuż brzegu, by sfotografować charakterystyczne skały.
Będąc na wybrzeżu cały czas obserwowałem co dzieje się „w górze” czyli potocznie mówiąc na wulkanie. Wyglądało na to, że pogoda znacznie się poprawiła, więc tym razem od północy, jednym z licznych stromych wjazdów (służących głównie rolnikom, no i turystom) postanowiłem udać się na koronę. Obserwacje byly słuszne – wypogodziło się i z punktu Miradouro da Cumeeira można było podziwiać wnętrze wygasłego wulkanu. Minusem jest to, że bardzo często niemiłosiernie tam wieje.
Przejechałem się jeszcze kawałkiem odcinka na szczycie krateru (cały odcinek, w najdłuższej, hardcorowej wersji przejechałem rok wcześniej, o czym będzie w kolejnym odcinku z literką „a” 8-) )po czym zjechałem w dół, z powrotem na północne wybrzeże. Wracając do Ponta Delgada zatrzymałem się jeszcze w miasteczku Capelas i pospacerowałem chwilę po uroczym placyku, z dość nietypową rzeźbą.
Po przystanku w Capelas skierowałem się w stronę Ponta Delgada. Po 25 minutach zawitałem do hotelu. Rytuał znany - generalnie odpoczynek.Sete Cidades
Ta pozycja zasługuje na oddzielną wzmiankę. Jest to absolutnie główny punkt wypraw na Azory, typowa ich perełka. Gdy wpiszecie do google hasło „Azory”, w którymkolwiek z języków grafika wyrzuci Wam właśnie Sete Cidades, czyli Lagunę Siedmiu Miast, złożoną z bliźniaczych jezior: Azul i Verde, położonych w kraterze wygasłego wulkanu. To właśnie Sete Cidades sprawiało, że od wielu lat marzyłem o wyprawie na ten rajd i skadrowaniu rajdówki mając z jednej strony krater, z drugiej zaś ocean.
W dole, niejako w środku krateru położone jest małe miasteczko o nazwie Sete Cidades. Dalej droga wiedzie przez most, który oddziela oba jeziora. Co ciekawe, oba mają inny kolor. Verde przez masowe zakwity, głównie cyanobakterii, ma mocno zielone zabarwienie.
Podczas obu pobytów na Sao Miguel, miałem zarówno pecha jak i szczęście do pogody na Sete Cidades. W czasie zwiedzania zwykle pogoda mi nie dopisywała, wulkan był cały we mgle, lub widoczny ale przy mocno zachmurzonej pogodzie. Z drugiej strony to na czym mi najbardziej zależało, udało się zrealizować. Zarówno w 2015 jak i 2016 roku podczas rajdu pogoda była świetna, choć rok temu podczas porannego przejazdu odcinka… a zresztą sami zobaczycie na zdjęciach
W 2015 roku objechałem cały odcinek, który podczas tamtej edycji liczył niemal 30km i był jego najdłuższa, klasyczną wersją. Start zlokalizowany był przy początku Visa del Rei (Drogi Królewskiej) na skrzyżowaniu z opuszczonym hotelem. Prowadził krawędzią krateru niemal okrążając cały wulkan, od czasu do czasu zjeżdżając na wybrzeże. Meta zlokalizowana była w pobliżu miasteczka Remedios, po północnej stronie wyspy. Trasa odcinka niemal non stop prowadzi w roślinnym wąwozie. Bariera wzrokowa pewnie nieco wpływa na kondycję psychiczną ścigających się załóg, gdyż miejscami jadą niemal po samej krawędzi, najbardziej stromej ściany. Trasa częściowo pokrywająca się z odcinkiem, polecana jest także w przewodnikach, także śmiałkom polecam się z nią zmierzyć. Wrażeń na pewno nie zabraknie.
Początkowy fragment Drogi Królewskiej, widok na Caldeira Seca
Widok z Miradouro do Cerrado das Freiras, koło Jeziora Santiago, około 2km po przekroczeniu mostu dzielącego jeziora Azul i Verde.
Mapa odcinka Sete Cidades, w wersji z 2015 roku
Najbardziej charakterystyczny, rajdowy punkt widokowy
Przepaść miejscami jest bardzo blisko!
Tak, to to samo miejsce :)
A tutaj filmik (oczywiście nie mojego autorstwa) pokazujący magię tego odcinka
https://www.youtube.com/watch?v=gz_jPr3bXyc
----------
Dzień 4a
Ostatni dzień zwiedzania, przed rozpoczynającym się nazajutrz rajdem.
Będąc w okolicy Sete Cidades postanowiłem wstąpić do miasteczka Mosteiros. Było o nim już w jednym odcinku, ale w 2015 roku, byłem jedynie we wschodniej jego części, także bardzo atrakcyjnej.
Następnie przejeżdżając niemal całym północnym wybrzeże dotarłem do jednego z częściej odwiedzanych punktów widokowych: Miradouro do Santa Iria, który oferuje wspaniałe widoki na klifowe wybrzeże.
Po nacieszeniu się miejscem ruszyłem dalej, główną drogą na wschód wyspy. Po około 15km zjechałem z niej, zgodnie z drogowskazem na Ribeira dos Caldeiros. Jest tam park, z kilkoma wodospadami. Można wybrać się na dłuższy lub krótszy spacer. Ja w ramach ograniczonego czasu, pozostałem przy sporym wodospadzie położonym tuż przy drodze i parkingu.
Następny punkt programu to kolejna wodna atrakcja – gorące źródła Caldeiras. Dzięki połączeniu natury z wygodą człowieka, powstało tam kilka basenów, w których jest mniej lub bardziej ciepła woda. Są przebieralnie, a za wstęp trzeba zapłacić drobne euro. Uwaga, miejsce to posiada bardzo mały parking, tuż przy drodze, która jest bardzo kręta i tym samym może być problem, jeśli zabraknie dla nas przestrzeni. Nie w każdym miejscu można się kąpać, bo w niektórych jest niemal wrzątek – przez pomyłkę ciężko wejść, woda aż bulgocze 8-) . Basenik, w którym połączenie gorącej i zimnej wody jest najkorzystniejsze był bardzo zatłoczony. Skorzystałem więc z innego, w którym woda daleka była nawet od letniej. Nie przeszkodziło mi to jednak w podziwianiu całego miejsca, w którym chwilami można poczuć się jak w środku dżungli.
Po wysuszeniu ruszyłem malowniczą drogą w stronę południowego wybrzeża. Dotarłem oczywiście do trasy EN1-1A otaczającej całą wyspę. Niestety zmuszony byłem odpuścić zwiedzanie wybrzeża i miasteczka Villa Franca do Campo, ale jednego punktu w tej okolicy nie sposób było pominąć. To kapliczka Nossa Senhora da Paz, która posiada karkołomne wręcz schody. Widok z góry wynagradza cały trud.
Tego dnia postanowiłem zobaczyć jeszcze Lagoa do Fogo, czyli kolejne jezioro w kraterze. Masyw ten widać z Ponta Delgada, stąd wiedziałem, że bardzo często spowity jest chmurami. Zresztą od początku myślałem, że to jezioro mgły, ale potem zorientowałem się że fogo oznacza ogień. Teraz widziałem, że jest szansa zobaczenia tafli wody, więc ruszyłem z wybrzeża mocno pod górę. Nie zawiodłem się. Chmury się przerzedziły i jeziora zaprezentowało się w całej okazałości.
To był ostatni punkt programu jeśli chodzi o zwiedzanie. Tego samego dnia ulicami Ponta Delgada, zorganizowana pokazówkę mającą być luźną przygrywką do, rozpoczynającego się następnego poranka, rajdu.Forumowicze kiedyś dyskutowali na ten temat i orzekli, że chyba się da, natomiast jest to dość uciążliwe i na pewno zajmie duuuuuużo więcej czasu, a może nawet uniemożliwi dotarcie do niektórych miejsc.
Polecam jednak samochód. Odpowiedni temat na forum pozwala zapoznać się z opcjami i cenami. A sama jazda jest bardzo przyjemna, ruch raczej niewielki, drogi dobrej jakości, i dobrze oznaczone.Podsumowanie.
Przyszedł czas na małe podsumowanie. W sumie podczas obu pobytów spędziłem na wyspie jakieś 13 dni. Kilka razy objechałem ją dookoła, przejeżdżając pewnie większością asfaltowych dróg na wyspie. Mimo to mam pewien niedosyt. Nie udało się, z wiadomych względów, zobaczyć wszystkiego. Zwłaszcza nie przemierzyłem szlaków wokół Sete Cidades, w tym tego bardzo znanego, który trzymając się konwencji, wyszuka Wam się w googlach po wpisaniu „Sete Cidades” – prowadzącego do Miradouro da Boca do Inferno, z charakterystycznymi drewnianymi barierkami. Więcej czasu chciałbym poświęcić także na środkową część wyspy. W każdym razie, na pewno mam tam jeszcze co zobaczyć i chętnie tam znów zawitam.
Generalnie ten kierunek gorąco polecam. Jest to przepiękne miejsce, z osobliwym klimatem i pewną dozą egzotyki. Mimo, że z roku co rok Azory stają się coraz popularniejsze, nie można powiedzieć, że są zadeptywane. Rozwój ruchu turystycznego póki co odbywa się dość „harmonijnie”. Choć ceny zaczynają rosnąć. Porównując rok 2015 z 2016 zauważyłem spory wzrost cen wypożyczenia samochodu, przynajmniej w większych wypożyczalniach. Ceny podniosły także lepsze hotele i delikatnie, ale jednak sklepiki z pamiątkami.
Choć całą wyspę można zwiedzieć w 4 pełne dni, to warto zaplanować sobie na Sao Miguel więcej czasu. Pogoda nawet w letnich miesiącach bywa nieprzewidywalna. Może się zdarzyć, że np. Sete Cidades będzie we mgle, warto mieć więc czasowy backup. Głupio by było opuścić wyspę nie widząc tego sławnego miejsca. Myślę, że tydzień na wyspie powinien być w sam raz. Tak jak wspominałem po wyspie jeździ się bardzo przyjemnie, nie ma wielkiego ruchu zarówno na drogach jak i w bardziej znanych miejscach. Ja podczas dwóch pobytów nigdzie tłumu nie odczułem. Raz spotkałem większą wycieczkę młodzieży w fabryce herbaty.
Przewodnik – w marcu 2015 roku, gdy robiłem „risercz” przewodnikowy natrafiłem na pracę Państwa Hermann – przewodnik o wszystkich azorskich wyspach, podzielony na dwie części. Z pewnymi obawami, ale kupiłem go – 39zł za plik PDF z częścią 1. I powiem Wam, że był to strzał w dziesiątkę. Przewodnik jest świetny, przynajmniej jeśli chodzi o Sao Miguel. Jest tam opisane absolutnie wszystko co można zobaczyć na tej wyspie. Poszczególne atrakcje zebrane są w siedem sugerowanych tras. Dodatkowo w przewodniku jest trochę informacji i historii i kulturze, oraz sporo świetnych fotografii.
Na koniec kilka fotek z rajdu, z miejsc znajdujących się poza głównymi szlakami.